Bez rewelacji. Dojazd do pracy, powolutku, bo lawirowałem pomiędzy pieszymi na ścieżce rowerowej. Zabawne, jedziesz po chodniku - wygrażają ci pięściami, zasuwasz po ścieżce, wściekłe spojrzenia. Generalnie ignoruję wszelkie zaczepki, bo sam święty nie jestem, momentami zasuwam po chodnikach, bo przykładowo, ścieżka co 300 metrów zmienia stronę jezdni. Niemniej jednak czasami się irytuję.
Stuknięcie 30 i słabe samopoczucie/stan zdrowia wymusiły na mnie konieczność wynalezienia ciekawej aktywności fizycznej. Po kilku mniej lub więcej udanych próbach zanudzenia się na śmierć bieganiem kółek po stadionie wsiadłem na rower i to był strzał w 10. Do tej pory zejść z roweru nie mogę.