Chodzę nieprzytomny, ledwo kontaktuję i do tego ostatnio mam złe przygody. Generalnie wyjazd do pracy był dziś wymuszony, po drodze same przeszkody w postaci pieszych na drodze dla rowerów, zaparkowane samochody, gości łamiących przepisy ruchu drogowego i oczywiście masę czerwonych świateł na skrzyżowaniach. Trasa zwyczajowa: Oliwa-Gdynia-Oliwa.
Zacznę od tego że dziś standardowe 24km drogami twardymi a tylko 12km pełnego terenu. Popadało, więc rower fantastycznie wybrudzony. Do tego zaliczyłem solidną glebę na zjeździe - szorowałem szutrową nawierzchnię łokciem. Trasa miasto: Oliwa - Gdynia - Oliwa; trasa teren: Oliwa, źródło Marii, Wrzeszcz, Oliwa. W sumie zrobiłem więcej km, ale licznik coś strajkuje.
Jeździłem cały weekend, katowałem rower po korzeniach, kamieniach i szutrze, i nic. Wskoczyłem dziś rano na ścieżkę rowerową i kapeć w 10 minut. Ironia losu?
Zmiana pogody idzie. Rano bezwietrznie, popołudniu wiatr w plecy, woda na młyn rowerzysty. Z innych newsów, zakupiłem gwiazdkę do rury sterowej; jutro dostane amortyzator...
Dziś tak niemiłosierny żar lał się z nieba, że jeździłem połową swojego zwyczajowego tempa. Remontów dróg coraz więcej, rowerzystów też, tylko poziom zachowań na drodze spada. Odstresuję się w weekend jeżdżąc po bezdrożach.
Dziś wyjechałem o godzinę wcześniej do pracy. Kłapałem zębami z początku, ale ścieżki o 6 rano są puste więc tempo mogłem podciągnąć. Po pięciu minutach było już gorąco. Dla przypomnienia, moja trasa to 2x12km: Oliwa-Gdynia-Oliwa. Przy okazji jedzie do mnie nowy amortyzator: Suntour SR Axon RLD. Śni mi się po nocach...
Stuknięcie 30 i słabe samopoczucie/stan zdrowia wymusiły na mnie konieczność wynalezienia ciekawej aktywności fizycznej. Po kilku mniej lub więcej udanych próbach zanudzenia się na śmierć bieganiem kółek po stadionie wsiadłem na rower i to był strzał w 10. Do tej pory zejść z roweru nie mogę.